Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wewnętrznych od lat już... Wiedz zaś jeszcze i to: trwać muszę i będę dopóki Duch Najwyższy nie weźmie cząstki swojej we mnie płonącej i nie przeniesie jej w inne ciałopokrewne — — Ale tego nie doczekasz ani ty, ani wnukowie twoi.
Gorączka błyszcząca z oczu Piasta udzielała mi się powoli, wlewała mi się w krew i w mózgu rodziła jakąś błogą jasność.
Mówił dalej:
— Czy sądzisz, że umarł Naczelnik, gdy widzisz zastępy w sukmanach i fartuchach garnące się dzisiaj pod znaki, które On im ukazał? Czy wątpisz o tem, że żyje bohater z pod Lipska w jakimś duchu szlacheckim, nie wyzwolonym jeszcze do czynu przez Wyroki, które szlachtę w pałacach ogarnęły do czasu snem, szlachtę zaś na polach rozproszyły w pospólstwo? — Czy w mądrości niektórych mężów cichych, jeszcze nie mających posłuchu, nie widzisz żywego ducha Wielkiego Sejmu? — — —
Pogrążałem się coraz głębiej w tę wizję kojącą; Piast zaś roztaczał dalsze jej kręgi, coraz fantastyczniejsze:
— Mówił mi niegdyś pan Adam przed wyjazdem swoim z Paryża...
— Stryj mówi o... Mickiewiczu? znał go?
— Skoro powtarzam z nim rozmowę! — Powiedział mi, że będzie zbierał swój legjon przez lat sto. Nie darmo już za cielesnego życia nazywał się Miljonem. — Otwórz teraz oczy i patrz: legjon jego istnieje, chociaż ściśnięty w tłumie braci ślepych, lub obojętnych, choć oblężony przez wrogów. Legjon ducha powołany przez wielkiego hetmana litewskiego rośnie, krzepi ducha, łączy się z drużyną Naczelnika, z gwardją księcia Józefa, z radą Wielkiego Sejmu, z oddziałami innych jeszcze

226