Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wabnym dla oczu pasmem światła — i pustka ich żywa, rozdzwoniona mandoliną i pieśnią — i szmer miłosny niewidzialny, z którego, dopiero gdy się zbliżyć, wyglądają iskry czarnych oczu.
Ale tutaj jest zdrowa nuda zimowa — i porządek. Trzeba być sprawiedliwym.
W każdym razie czynię pochwalny wyjątek dla czystego, naiwnego hotelu, w którym nocujemy. Są idylle w artystycznych ramach, są sielskie pod nutę samej czarodziejki przyrody, bywają i hotelowe. Wieczerzę dostaliśmy aż zabawną z powodu nieudolności niemieckiej sztuki kucharskiej do połączenia w potrawę pierwiastków spożywczych; pokoiki wyprostowane służbiście na nasze przyjęcie w swych przyborach z kretonu, z przenikliwie wonnej farby, z wysokich pierzyn, z oleodruków sławiących lube Prusakom, lecz dla Europy zgubne zwycięstwo nad Francją.
W tem otoczeniu jedynie prawdziwie miła jest Hela. Dzieweczka z niej nagle potulna, albo młoda żona z średnio zamożnego domu. Wszystko jej dobre: i biały sos do wieprzowego kotleta, gęsty jak klej, ozdobiony krwawym meandrem z tureckiego pieprzu, i gruba bielizna pościelowa, którą czuć apteką, czy prostem mydłem.
— Zgubieni jesteśmy w tłumie, spiskowcy... Niech mi mój towarzysz, mój pan otworzy worek podróżny i dobędzie gotowalnię. — —
Zaraz jej perfumy wprowadziły nutę ciepłą i namiętną do gamy zapachowej oberży. Skropiła meble i łóżka, krzątała się około możliwego dobrobytu naszej stancji, rozbierała się przy drzwiach ode mnie zamkniętych. — — Istna „Hausfrau“ słodka, spokojna, porządna. — —

199