Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Alem przypomniał, żem do podobnych mieszkań zaglądał zwykle w celu operacji finansowej, nie dla towarzyskiej przyjemności. Latzki zaś miał podobno prawdziwe łzy w oczach.
— Dygresja niewłaściwa dla starego Europejczyka — otrząsnął się. — Mówiliśmy o wyzwoleniu ras uciśnionych. Otóż dziwnym zbiegiem historycznych prądów, wasza obecna rewolucja ma, obok socjalnych, zadania narodowościowe. Bez równouprawnienia państwowego Polaków i Żydów ani kroku naprzód uczynić nie można w interesie ludu.
— Jest to i mojem zdaniem i punktem programowym mojego stronnictwa.
— Wiem. — Niestety nie dosyć jest wasz wpływ rozgałęziony; powiedziałbym nawet, że nie dosyć idziecie ręka w rękę z socjalistami innych odcieni u was i z niemieckimi. Toż to wszystko pułki jednej armji! A przytem macie u siebie istotną plagę — narodowców.
Nagle ci narodowcy, z którymi walczę oddawna u siebie, wydali mi się mniej antypatycznymi tutaj. Ja się z nimi spieram, Latzki zdaje się ich nienawidzieć.
— Nie nazwałbym ich plagą — odrzekłem — są raczej siłą w wielu wypadkach zagradzającą drogę postępu... Bądź co bądź oni także walczą bardzo wyraźnie za prawa dla rasy uciśnionej, za autonomję.
— Ale za jaką autonomję? — — z wyłączeniem Żydów! To przecie związek wsteczników, tak lub inaczej zabarwiony po wierzchu, w jednym tylko charakterze wyraźny i szczery — w antysemityzmie!
— Nie można tego ogólnie powiedzieć...
Byłem zawsze filosemitą. Ale w dzisiejszej rozmowie poczułem, przy zetknięciu się z tym żelaznym kanclerzem sprawy żydowskiej, żem trochę zachwiał się

190