Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




1 listopada.

Dzień ogromny, długi, pełny!
Jakby się klimat odmienił i wiosna wybuchła, jakby pieśń i szał stały się życiem naturalnem każdego ludzkiego stworzenia napełniającego to miasto.
Od rana we wszystkich rękach, na wszystkich ustach Jest manifest konstytucyjny i komunikat dodatkowy hrabiego Wittego. Nie dosyć to, nie zwycięstwo ostateczne, ale serca głodne jeszcze, śpiewają, a wszystkie r?ce chwytają się tej tratwy, którą dopłynąć możemy ziemi obiecanej.
Miasto wzburzone radośnie huczy od rana zgiełkiem nakształt nieustannej procesji. Kto żyw wybiegł na ulicę, aby zobaczyć, jak wygląda taki pierwszy dzień wolności. I ja wybiegłem i czuję — zakwitły wielkie, kwiaty nieznane, bajeczne kwiaty ze snu. Pijmy tymczasem ich woń, zanim się dowiemy, jaki ich owoc i siła odżywcza.
Nasi towarzysze wynieśli w górę swój sztandar czerwony, rozwiany w wietrze, pochwalony pieśnią, ten sam sztandar, za którego chowanie wczoraj w serdecznem zanadrzu groziła śmierć. Mrowie w kurtach i kapotach wytartych — bo świątecznych niema — przesypuje się ulicami szybko, jakby co prędzej chciało obnieść wszędzie głowy ludu odkryte, twarze chude 1czarne, ale już namaszczone wyzwoleńczym szałem.

161