Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Palace-hotele i Bristole berlińskie lub szwajcarskie. Muszą w nim mieszkać nawet jacyś ciekawsi ludzie.
Słyszę poważny głos muzy: „Jeżeli myślisz, Tadeuszu Sworski, że ci pozwolę dalej pisać jakąś korespondencję z Hagi po X groszy od wiersza, to się mylisz. Masz pisać dzieło wartościowe...“
Ciekawym jednak, co mi każe pisać ta moja Pani, której ślubowałem od lat dziecięcych i dlaczego nie wyraża się jaśniej? Dlaczego, wzbudziwszy we mnie umiłowanie literatury, nie postara się, przez swe olimpijskie protekcje, o inny los dla mnie, niż los urzędnika biura kolejowego w Warszawie? Wprawdzie to stanowisko nieodłączne od powołania polskiego literata, który przecie z samej literatury utrzymać się nie może w kraju analfabetów, jak nie zdoła nikt wyżyć ze sprzedaży futer na Saharze. A ja jeszcze nie umiem pisać na sprzedaż; mam pretensję, pisząc, być z samym sobą w zgodzie, wypowiedzieć się jak najszczerzej i do głębi myśli; bawi mnie wynalazek wyrazu lub tonu, jednak dla formy nie lubię paczyć kierunku myśli.
Nie chcę dziś myśli swej rozcieńczać w urojonych obrazach, ani używać magnetyzerskich ruchów autora, sprowadzających sugestję na czytelnika. Spróbuję spisywać własne przeżycia, stać się postacią główną mego opowiadania. Cóż lepszego dodać można do literatury niż duszę własną najmocniej, najszczerzej wyrażoną słowami?
Długi wywód, aby dojść do tego wniosku: Muza każe mi pisać pamiętnik. Co z tego będzie? — nie wiem dokładnie, ale czuję, że moje pragnienie twórcze musi dzisiaj zadowolić się w tej formie.
Młody jeszcze jestem, nie żyję wspomnieniami, oczekuję życia. Cokolwiek ono mi przyniesie, postaram się

3