Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chodzi. Pani Hela prowadzi się dobrze dla swoich celów wyrozumowanych — o tem nie mam wątpliwości.
Dwa lata temu pisała też do mnie. Jakiś to był list zapraszający mnie do Berlina, ewentualnie na wieś, gdybym przez Prusy przejeżdżał, a zarazem literacki, ogromnie stylowy, „hochtrabend“, jakby w celu porozumienia się na wyżynach myśli, trochę papierowych. Odpisałem wzniosłą francuszczyzną, dziękując za pamięć, obiecując sobie kiedyś skorzystać z łaskawego zaproszenia. Ale przeszłoroczną moją wycieczkę wakacyjną umyślnie skierowałem na Wiedeń. W tym roku siedzę kamieniem w Warszawie; lada chwila stać się może coś takiego, co wymagać będzie obecności wszystkich zdatnych do czynu.
List mój ugrzeczniony i nic nie pamiętający może się jej nie podobał, bo nie wywołał dalszej korespondencji, — dopiero wczoraj.
Ten list z odmiennego tonu, jakoś po męsku napisany, niby do zaufanego przyjaciela. Tego rodzaju stosunki nigdy się między nami nawet nie szkicowały. A w liście interes... wcale niewyraźny:
„Teraz przyjazd pana do Berlina jest nieodzowny dla oparcia projektów pańskich na realnej podstawie. Ojciec mój nie pisze dzisiaj, bo te rzeczy przez korespondencję trudnoby załatwić. W najbliższej przyszłości oczekujemy pana...“
Jako żywo, żadnych projektów, i to wymagających niezwłocznie podstaw realnych, nie mam w Berlinie. — Czyżby mowa była jeszcze o tym dzienniku??
Decydującą tu rzeczą jest, że nie mam czasu. Więc odpisałem jak najgrzeczniej, że, pomimo wielkiej pokusy odnowienia znajomości z panią baronową i jej ojcem, robota obowiązkowa zatrzymuje mnie w War-

113