Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chrystus niegdyś rozmnożył chleby. — — Nie kiwaj głową, — nie myśl, że jestem wizjonerom. — — To ty nie rozumiesz przenośni wielkich Pism. Ja wierzę w rozmnożenie Ducha.
Ciężko mi było mówić z tego tonu w knajpie, więc zaproponowałem wyjść na ulicę, lub przenieść się do mieszkania któregokolwiek z nas.
— Ja tu mieszkam u znajomego, który już śpi — odrzekł Piast — a do twojego hotelu nie pójdę, bo trzyma go znany hakatysta. Możemy tu jeszcze chwilę pozostać, a miejsce do rozmowy jest wszędzie, nawet w domach Bachusa i Wenery. „Czystemu wszystko czyste“ — jak tu mówią.
Wzdrygnąłem się; było to jedno z ostatnich zdań, które usłyszałem od Heli w samochodzie. Stary czart pochwycił ten mój dreszcz i zaczął szydzić:
— Aha, nieczyste masz sumienie, kawalerze! Przyjemnie to jeździć na romantyczne wycieczki podmiejskie, ale nie trzeba za to płacić ustępstwami ze swej godności.
— Nie wiem, o czem stryj mówi.
— Nie wiedz sobie; to w porządku względnie do twych nowych obowiązków towarzyskich.
— Stryj chciał coś mówić o oświacie ludowej?
— Już powiedziałem. Teraz mówię o stosunkach twoich z Latzkimi. Nie jesteś dosyć silny, aby się z nimi zadawać.
— Ależ, na miłość Boską, proszę mnie tak ciągle nie strofować. Najprzód, stryj mnie mało zna...
— Znam cię od kolebki i śledzę ciągle rozwój twojej duszy. Urodziłeś się pod znakiem Ojczyzny, schodzisz zaś powoli pod znak Kosmosu, który ma światła zwodnicze, zwane przez gmin dobroczyn-

94