Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 80 —

nie na żadną sesję, i wybrać przypadkiem dzień 20 sierpnia — — ? Trochę to będzie przezroczyste i nazbyt skwapliwe — Broniecki nie oddał mu jeszcze wizyty — no, i pierwsze odwiedziny w Sławoszewie były tylko z powodu narady nad domem ludowym. — — Niby dobrze i trochę źle, jak w każdej sprawie ludzkiej
Czemski, zazwyczaj łatwo się decydujący, wahał się w tej konjunkturze. Wreszcie zbuntował się przeciwko własnemu wahaniu:
— Do licha! nie jestem w zakonie, ani w wojsku. Wolno mi odwiedzić ludzi, którzy nie są przecie zdrajcami kraju.
I pojechał do Sławoszewa po południu, dnia 20 sierpnia.
Im bliżej do wielkiego dworu, tem weselej było na drogach od jaskrawości ubiorów, białych i czarnych sukman, kapeluszy męskich, okolonych pstrokacizną tasiemek, staników kobiecych, sypiących iskry haftami i bursztynami, głów wykwitających, jak zawiązki owoców z obsłonek. A niby herbowa tej ziemi barwa, ogniście żółta, tęczowo pręgowana, błyskała zewsząd z ubiorów mężczyzn i kobiet. Unikając kurzu, ciągnęli ostrożnie zatrawionemi skrajami gościńca, pod cieniem sokorów, albo ścieżkami, przez pole wąsko udeptanemi. Jechał i długi wasąg, obrzucony na siedzeniu herbowym łowickim kilimem, pełny radosnej drużyny.
A przez okólnik dworski dziewuchy, wystrojone jeszcze piękniej, śmigały raz po raz pędem, jak rozszalałe cewki, dziergające szarą osnowę w pijane wzory
Gdy Czemski zajechał przed drewniane ko-