Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 268 —

czy niema odpowiedzi doktora na depeszę. Jeszcze nie było, a nawet, po obliczeniu czasu, być nie mogło. Niezbyt zasmuciła się tem Manieczka, bo miała w sercu uporczywą, radosną pewność, że nic złego stać się nie może.
Tak upłynął dzień niesyty ciepła, ani zupełnych zadowoleń, ale przepojony obietnicą i nadzieją, dzień wczesnej wiosny.
Nazajutrz było gorzej. Do południa nie przyszła odpowiedź doktora, ani żadna wieść pożądana. Mógł wprawdzie doktór odpowiedzieć listem. — Manieczka starała się nie okazywać ojcu zasępionej twarzy, jednak z jej nerwowego niepokoju miaikował pan Józef, jak mocno jej serce było zajęte. Cieszyć się z tego, czy smucić? — sam nie wiedział. Młodzi powinni się kochać — to pewnik — ale tymczasem wiadomo dopiero, że zakochana jest panna Broniecka, pan Czemski zaś pozostaje pod wielu względami nieodgadniony, bo, chociaż człowiek uczciwy i naogół sympatyczny, nie wypowiedział się dotąd wyraźnie nawet co do swych uczuć, on, któryby powinien drogę z Niespuchy do Sławoszewa przebyć na klęczkach, prosząc o rękę Manieczki! A co do działań publicznych — dobre ma chęci, lecz „kiełbie we łbie“. — Że siedział w ciupie, to jeszcze nie patent na obywatela i zięcia — —
Tak ocenia sytuację pan Józef, ale po cichu, gdyż wiedział zgóry, że przychyli się ostatecznie do woli Manieczki. Pragnął więc już tylko, aby Stefan okazał się jak najodpowiedniejszym dla Manieczki i aby nareszcie się zjawił. Przyjmio go serdecznie.