Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 229 —

— Uważacie, mój przyjacielu, będzie najprzód tak: pan Czemski sprzeda Niespuchę gronu ludzi, oddanych wam całem sercem, do których należę ja i tenże pan Czemski, i kilku innych. My tu założymy własnym kosztem szkołę i urządzimy na folwarku wzorowe gospodarstwo. Dochody z folwarku będą używane najprzód na pokrycie kosztów budowy i udoskonalenia gospodarstwa. Za lat kilka, gdy się zapomożemy i wzmocnimy, może będziemy obracali dochody na inne wasze potrzeby: na dawanie wam po niskiej cenie dobrych nasion, na pożyczki i zapomogi dla biedniejszych... Wszystko, co tu zrobimy, będzie wyłącznie dla Was.
Chłopi kiwali głowami, jakby przez grzeczność. Wreszcie Bembenista, z uśmiechem napół przymilnym, napół zuchwałym, zaproponował:
— A przepraszam pana prefesora, nie lepiej to byłoby tak, jako słyszałem, że w cudzych krajach mają: szkoła szkołą — ale my wedle folwarku ciekawe jesteśmy. Toby nas, na ten przykład bezrolnych, do folwarku wziąć, robotę nami podzielić, a co się zbierze i przychowa, też dzielić między te same pracowniki? — — I robota byłaby piękna, bo każdy robiłby, jak dla siebie.
— To się nie da zrobić — odrzekł zimniej Profesor. — Słyszeliście coś, przyjacielu, o fabrykach, w których robotników dopuszszają do udziału w zyskach, ale w gospodarstwie rolnem to się, jeszcze nie praktykuje i dużo trudniej byłoby obliczyć. Zresztą — rzecz przyszłości — może być!... Tymczasem będziecie chyba radzi mieć pod bomem dla waszych chłopców szkołę rolniczą, a dla