Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 225 —

do licha! Przecie patrz pan tutaj, naprzykład: chyba sochą orał ten karbowy? — są całe pasy ziemi nieporuszonej!
— Bo widzicie, panie Stanisławie: trzeba, aby nam Czemski sprzedał jak najtaniej — na taki cel!
— To już jego rzecz — odrzekł sucho Winter — ja, jeżeli mam taksować, muszę to zrobić bezwzględnie.
— Tak, tak, nie przeczę — stropił się trochę profesor. — Więc jakże uważacie?
— Sądzę, że folwark jest zdatny na stację doświadczalną. Figura dobra, gleba też dobra i dosyć rozmaita. — — Cena ziemi w okolicy jest wiadoma, odliczyć tylko koszt drenowania tego pola, na którem stoimy, i paroletni wydatek na sztuczne nawozy... Spiszę to w domu, z planami majątku Ppod ręką.
Tymczasem obchodzenie pól w Niespusze przez Owocnego z nieznajomym panem, zapewne „Omętra“, wywarło silne w rażenie w Mielnie. Słyszano już uprzednio od profesora, że cała Niespucha ma być obrócona na użytek ludu, że staną tam szkoły i różne domy, wobec których dom gminny w Mielnie staje się niepotrzebnym. Zwłaszcza parobkom zawróciła w głowach wieść, niewiadomo skąd pochodząca, że folwarczek będzie eksploatowany na rzecz chłopów i zyski z gospodarstwa mają być rozdzielone między tych, którzy tam rolę uprawiać będą. Kto się zapisze do wspólnictwa Niespuchy, będzie robił pługiem, kosą, czy przy maszynie, ale za to otrzyma swoją część „sumienną“ zbioru i wszelkiego dobytku.
Tak opowiadał Michał Bembenista, parobek