Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 224 —

— Tem bardziej należało dopilnować przegonów. A macie też analizę podłoża?
Chłop nie zrozumiał, lecz wiedział dobrze jedno, że trzeba zniechęcić tych panów do kupna folwarku; więc odpowiedział:
— Nijaka tu analiza, panie, nie pomoże, ani jensze narzędzie. Siać gęsto, odsiać na wiosnę, gdzie potrza, to się przy dobrym roku jeszcze coś zbierze. To nie sławoszewskie gronta!
— Jednak na oko gleba bardzo do Sławoszewa podobna — odrzekł Winter — i musi być taka sama, tylko tu uprawa — no!
Profesor nie mieszał się do rozpraw technicznych, chodziło mu o inne wnioski.
— Przyznajecie więc, panie Stanisławie, że folwark jest w miernej kulturze?
— Wcale nie w kulturze. To jest gospodarka pierwotna; wszystko tu jest dopiero do zrobienia.
— A-ale! — oponował Durmaj — trzeba było widzieć, jak tu na polu wyglądało, kiedym nastał. Odrazu i święty kamieni w chleb nie przemieni.
— Kiedy tu ani kamieni, ani chleba na polu nie widać — rozśmiał się Winter.
— Owa! toć się mówi tylko dla przyrównania!
Odesłano karbowego, gdyż, po wskazaniu granic, mało na co był potrzebny. Owocny mógł dalej ciągnąć swój wywiad:
— Taki więc folwark opuszczony powinien być znacznie tańszy, niż ziemia w okolicy?
— Zapewne, ale niewiele. Gleba tu bogata, wielkich nakładów nie potrzeba — tylko uprawy,