Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 119 —

pionki na szachownicy wobec większych figur; partja się gra dla króla, po staremu. Dlaczegóż naprzykład w tem zebraniu jest dużo mniej włościan, niż większych ziemian, skoro liczba chłopów w okręgu, a nawet przestrzeń ziemi chłopskiej i drobnoszlacheckiej jest przeważna?
Zwrócił się Czemski z tem zapytaniem bardzo cicho do swego informatora, Młockiego, który odszepnął:
— Przystąpili do nas ci, którzy chcieli i zrozumieli pożytek towarzystwa. A przecie uchwały nasze obowiązują tylko stowarzyszonych.
Zasunięty w kąt pokoju, Czemski słuchał dalej i patrzył, ale spostrzeżenia nie sprawiały mu radości, bo plątały mu cały system poglądów, które był sobie przyswoił i którym dotąd ufał. — Jak tu budzić i hodować lud samodzielny, skoro lud poddany jest, jak był dawniej przemocy uprawnionej, tak teraz moralnemu kierownikowi szlachty, bynajmniej nie umarłej, owszem, ruchliwej i pociągającej lud do wspólnego działania. Wprawdzie, co się tu widzi, jest pracą wyłącznie ekonomiczną, wspólnem obrabianiem interesów, rodzajem wielkiej kooperatywy. W kółkach włościańskich — to samo. — Nie nasyca to potrzeb duchowych ludu. Do nas — myślał Czemski — należy przynajmniej oświata. — — Tutaj przypomniał sobie projektowaną szkołę rolniczą, dom ludowy w Sławoszewie — wszystko inicjatywy tej samej szlachty, uparcie przewodniczącej.
Obserwował też uczestników rady. W nagle poznanym zbiorze ludzi widział zrazu tylko typ jednolity; ogorzałe i zdrowe twarze, ręce robocze,