Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 118 —

przypatrywać samemu funkcjonowaniu żywej machiny.
Kwestje z porządku dziennego przychodziły niby automatycznie na aparat, który je chwytał, rozkładał, roztrząsał i odrzucał już w formie uchwały. Jeżeli kwestja dotyczyła uprawy, w kole radnem ujawniała się natychmiast komisja melioracyjna; jeżeli nabiału — komisja mleczarska; jeżeli zakupów — komisja ekonomiczna; jeżeli porozumienia z władzami lub instytucjami — zarząd główny. Niby pod naciskiem odpowiednich klawiszów, z grona obradujących powstawały głosy krótkie, nie retoryczne, fachowo ściskające kwestję w potrzebne kształty i wyrazy. Czasami sprawa, wymagająca rozchodu paru tysięcy, długich prób i planów, zabierała w naradzie zaledwie kilka minut, tak była wyrobiona w specjalnej komisji, albo tak powszechnie uznana za niezbędną w zebraniach szerszych, naczelnych. I mrowie głów, pozornie pospolitych, postaci niewykwintnych, nabierało w gromadzie żołnierskiej powagi, znaczenia wymustrowanego oddziału, który tam, gdzie zamierza, dojdzie, to, czego się jął, wykona. Czemski, krytycznie uprzedzony do tych „zacofańców”, przyglądał się z mimowolnym podziwem i szacunkiem roboczemu oddziałowi i w nagłym przebłysku myśli historycznej przypuszczał, czy nie jest to, przyłapana na żywym uczynku, cząstka tego żywiołu, który od wieków tworzy Polskę, jaka była, jest i będzie? — —
— Prowadzi szlachta — poprawił się we wniosku. — Choć tu przemawiają czasem i włościanie, ale rej wiedzie szlachta; chłopi są upośledzeni, jak