Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   77   —

szłą krzywdę, nam byłaby sprawiedliwość i fabryka poszłaby piorunem.
— Dalibyście pokój! — ofuknął Mędrzecki kolegę. — Toć rozumiemy, że panu szefowi przykro płacić za Kleina. Ale to gorzej, że starsi uchwalili taki waronek, a jeżeli nie — to kazali nam zastrajkować.
— A wy co na to? zastrajkujecie? Bo ja się takim dzikim żądaniom nie poddam.
— Ano, panie szefie, musimy — wyjąkał Mędrzecki.
— To chcecie dalej głód cierpieć i zapłaty nie otrzymywać? Ja znajdę innych robotników, skoro związkowi mają takie pojęcia o sprawiedliwości.
— Może pan i znajdzie — wtrącił się robotnik czarniawy, teraz pochmurniejszy — ale myślę, że im tu w fabryce będzie zagorąco; my się z łamistrajkami nie cackamy!
Jął znowu mitygować go Mędrzecki:
— Dajcie pokój, Marek! Widzicie, że tu nie idzie na udry. Postawiliśmy waronek, pan szef 1nie może się zgodzić — zastrajkujemy dziś — jutro, jak się patrzy, grzecznie — i pogadamy z naszymi starszymi. Da się może ułożyć — bo też poprawdzie niema racji, żeby pan Szaropolski, nam życzliwy, płacił za żyda Kleina, że tam kiedyś zbańczył.
Padt głos z odległego kąta: