Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   65   —

już ja w tem, że pan ich dostaniesz. — A formalności?... Pan o kosztach mówił z naczelnikiem? Szaropolski chciał odpowiedzieć: „nawet zapłaciłem“, ale tknięty jakiemś przeczuciem, odpowiedział tylko:
— Mówiłem.
— Więc tu jest jeszcze opłata kancelaryjna dodatkowa...
Zaczął skrobać piórem po papierze, podobnie do Bursztyna, tylko szybciej, i ogłosił wynik rachunku:
— Czterysta ośmdziesiąt.
Szaropolski wyjął banknot na pięćset marek, który, podobnie, jak w gabinecie szefa, pozostał na stole bez reszty i bez kwitu. Nie zgłębiał dalej systemu rachunkowości biura i wyszedł, otrzymawszy solenną obietnicę, że w przeciągu trzech dni robotnicy stawią się w jego fabryce na rogu Lubej i Zakątka.
Jakoż stawili się z kilkudniowcm opóźnieniem i w liczbie zmniejszonej do piętnastu. Można było zacząć i z piętnastoma. Byli to robotnicy z fabryki mydła dawno już zamkniętej, z której Edwin zakupił aparaty. Nie obeszło się bez targów, ale Szaropolski dowiódł cyframi, że więcej, niż inni fabrykanci, płacić nie może, i płacy dziennej nie podwyższył. Natomiast wyznaczył nagrody za najszybsze i najdokładniej-