Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   52   —

— Ja też nie bardzo. — Chodźmy do stryja Joachima.
Zastali starego dziwaka toczącego na warsztacie jakiś misterny zakrętas.
— To zgroza, panie Joachimie, w taki dzień zajmować się fatałaszkami, gdy w mieście dzieją się rzeczy ogromne, prawdziwe cuda! — wolał od wejścia ojciec Prosper.
— A to dlaczego? Cóż po mnie tam, na ulicy? Tu przynajmniej utoczę piękną nóżkę do mebla.
— Rozbrajamy Niemców! Niema już generała von der Hölle! Co godzina dokonywamy czynów bohaterskich i wszystkie się udają!
— Kogoż tam rozbroiłeś, albo i zamordowałeś, ojcze Prosperze? — zapytał Joachim, nie odrywając się od roboty.
— Ja jestem kapłanem; nie chwytam za miecz Malchusowy. Ale biorę sercem udział w walce. A co do innych — słuchaj tylko — —
Opowiedział o rozbrojeniu kirasjerów przez sztubaków i kucharki, o zdobyciu baterji armat przez Cepepów.
Ani iskry zapału nie zdołał wykrzesać z Joachima. Aż Edwin się oburzył:
— Trudno stryjowi dogodzić. Biją Niemców od Zachodu i Wschodu, a jeszcze mu źle. Przecie tego stryj pragnął — —