Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   44   —

Po ulicy, niby wielkie piaty brudnego śniegu, wiały nadzwyczajne dodatki dzienników w rakach przechodniów. Edwin dowiedział się niebawem, że nietylko Wilhelm abdykował i uciekł do Holandji, jak podpalacz z płonącego domu, lecz Niemcy, już przedzierzgnięte w republikę, błagają o pokój.
Inne dzienniki podawały szczegóły druzgocącej akcji Aljantów, prowadzonej przez naczelnego wodza Foch’a.
Szaropolski nie przypuszczał nawet na chwilę, że śni, bo nie śnił nigdy na jawie; wiedział dokładnie, że idzie ulicą do określonego celu, a naprzeciw niemu sypią się wypadki historyczne, które przyjść musiały, bo przyszły, według teorji Buckle’a. Tylko dlaczego sypią się w szystkie naraz? — Po ujściu kilkudziesięciu kroków już i na tę wątpliwość miał gotową odpowiedź: Bo okłamywano nas kapitalnie i odgradzano od prawdy. Teraz już i na utrzymanie cenzury nie mają Niemcy czasu, ani siły. Zatem — leżą powaleni na obie łopatki. Jest lepiej, niż możnaby wymarzyć.
Wyroiły się na ulicę tłumy osobliwie usposobione. Nie krzykliwe, ani manifestacyjnie radosne, lecz gorączkowo badawcze. Już nie sprzymierzeńcy, w pikelhaubach i pod bronią, pilnowali dobrego usposobienia Cudnian, ale Cudnianie wypatrywali, jak się zachowują sprzy-