Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   28   —

der Hölle? Bo im djabeł rozum odebrał. Trudno, żebym Pana Boga posądzał o całą tę politykę.
— Niezbadane są wyroki boże — odrzekł tylko mnich, ogmatwany przez swadę Joachima.
Urwała się dyskusja. Popijano wino, Joachim kwaśno przełykał, kapucyn siorpał pobożnie, Edwin pił obojętnie. Tu młody Szaropolski przypomniał o zamiarze wyjaśnienia sobie wątpliwości, wynikłych z audjencji u D-ra Powidły i nawiązał do urwanej rozmowy żartobliwy przycinek:
— Czy stryj przypadkiem nie endek, że tak gromi politykę rządową?
— A tobie co do tego, czy ja endek? Skąd nabrałeś tej metody dyskutowania? Musisz tu się obracać w bardzo podłem towarzystwie?
— No, nie koniecznie. Wracam właśnie od ministra handlu i przemysłu.
— Powidło? — — to dureń.
— Ależ Joachimie, zastanów się! To zacny człowiek, dobry katolik, no i powaga naukowa — perswadował zgorszony Prosper.
— Wszystko to być może, ale dodać trzeba, że w piętkę goni, sprawując ministrowstwo handlu, skoro jest mineralogiem, i biorąc udział w rządzie, który nie jest rządem.
Edwin zawtórował z radosną energją: