Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   326   —

do przekonania, że to... nie po męsku. Jeżeliby powołano mój rocznik, albo kraj potrzebował pospolitego ruszenia, nie będę się ociągał ani godziny. Ale teraz nic pójdę na ochotnika.
Joachim milczał ze wzruszenia, a może z obawy, aby jakiemś nieostrożnem słowem nie zniechęcić Edwina, który ciągnął dalej:
— Pozostaję, gdzie jestem i robię, com zaczął. Robię całą siłą. A jeżeli lekkomyślne kroki rządzących pozbawią mnie warsztatu i w dalszych konsekwencjach kraj popchną ku przepaści, no... to przepadnę. Ale zanim przepadnę, dużo upłynie wody, a z nią spłynąć może dużo obcesowych pomysłów uszczęśliwienia ludu, któremu ja życzę może lepiej, niż inni.
— Tak, tak, mój drogi — odezwał się nareszcie Joachim — kto kocha dzieło swoje rozpoczęte, nie wprowadza w planową rachubę ruiny tegoż dzieła, ani rychłej śmierci własnej; działa, bo działać musi z nakazu siły swej wewnętrznej. Żeby więcej w kraju takich ludzi, jak ty...
— Ej, stryju, są tacy sami, jest ich dużo, tylko ukrytych, nie zwołanych, rozproszonych.
— Szczególniej zaś nie powołanych do rządu.
Edwin przeczuwał zapewne dłuższą filipikę stryja, bo przerwał dość szorstko.
— Chodźmy do jadalnego; nie piłem jeszcze kawy.