Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   318   —

Na twarzy Joachima zaigrał uśmiech figlarny:
— Za dużo wiem; nie pasowałbym do wybranego grona. —
Holender wziął to oświadczenie na serjo:
— Ależ właśnie dlatego, że szanowny pan tyle wie i tak gorąco myśli o pożytku ogólnym...
Więc i Joachim musiał wypowiedzieć się poważnie:
— Gdzieżby już mnie, schodzącemu zupełnie z widowni?... Nikt mnie nie zna — jakżebym nawet stawiał swą kandydaturę? — — To jest rola w przyszłości dla ciebie, Edwinie.
Edwin zamyślił się, ale nie odpowiedział.
Minęła północ. Rozeszli się mieszkańcy starego dworu do swych pokojów.

∗             ∗

Joachim nie zasnął wcale w ciągu nocy. Wieczorne podniecenie muzyczne, w które, jak zgiełki i fałsze, wtargnęły wieści dające dużo do myślenia, powikłanie projektów, zaćmienie całej drogi w przyszłość — wszystko to srodze rozstroiło nerwy starego malkontenta. Mózg, chociaż nie zapadł w otchłań snu, wspominającego troskę dzienną z właściwą snom zmorową przesadą, pracował w ciemności bezradnie i beznadziejnie. Wywłaszczenie stawało się prawdo-