Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   250   —

— Zwłaszcza, że Niemcy urządzili w nim parnik dla paszy koni — przypomniał sobie Edwin urazę do najezdców.
— Nie gadaj mi o tych Szwabach! Parnik załatał już poprzedni właściciel, chociaż niedokładnie. Ale złodzieje wywieźli portret naszego pradziada, który tu wisiał od naszych czasów. Podobał im się, że był w kompletnym polskim mundurze! — Kanalje!
— Przepadło, stryju. Ale może jeszcze my wymalujemy się w polskich mundurach?
— Ja bo już nie. — — Ale czyżbyś ty zamierzał?
— Kto to wie?...
Spojrzał stary na młodego z ojcowską dumą i troskliwością. Dreszcz przeczuciowy przeszył powietrze.
Powróciła jednak natychmiast gawęda gospodarska.
— Ruń ruszyła się już porządnie przez tę parę dni ciepłych — raportował Joachim.
— A kiedy siać będziemy zboża jare? Jest to obrzęd, do którego czuję pewien zapał — a nigdy go nie widziałem.
— Ale ty sobie zapewne wyobrażasz siew ręczny, rzutem? O tym zwykle śpiewają poeci.
— Gdzież tam, stryju, siew maszyną — siewnikiem rzędowym. Ja nie tęsknię ani trochę za pierwotnością, za powrotem do stanu na-