Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   242   —

bowiem przemilczeć, nawet w skromnej gawędzie o losach Szaropolskiego, że w tym właśnie czasie zwołana została konstytuanta cudeńska.

∗             ∗

Pewnego dnia pączki na bzach pękły na dobre i okazały kiełki barwy nadziei. Powietrze naprawdę pachnęło wiosną, zwłaszcza, że wiatr wiał od strony bliskiej rogatki miasta. Obie mieszkanki lokalu kancelaryjnego okazywały rzewność i podniecenie, a Lodzia twierdziła nawet kategorycznie, że coś się dzisiaj takiego stanie. — —
Zgadła prawdziwa miłośnica. Nakrywała właśnie do obiadu, gdy zamilkł przed fabryką turkot dorożki i wkrótce ukazał się na podwórzu Edwin Szaropolski we własnej osobie. Podążył do swego pokoju.
— Nie mówiłam?! — wykrzyknęła Lodzia aż nadto wyraziście.
— Dobrze... A teraz: co mamy na obiad? — pytała Marusia, także wzruszona.
— Mamy kartoflankę — dobrą.
— Na drugie?
— Pieczeń baranią z fasolą. — — Ale czy pan lubi pieczeń baranią? — — Polecę zapytać!
Zanim otrzymała upoważnienie, pobiegła pędem.