Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   238   —

— Cóż my znowu tyle wypaliłyśmy? — dąsała się Marusia, oglądając rachunek.
— Dzień jeszcze krótki — pocieszała Lodzia.
Poczem zapłacono. A rozmowa o Edwinie popłynęła dalej:
— Mylisz się, Lodziu, jeżeli myślisz, że ja mam w sercu coś więcej, niż sympatję dla Edwina. Jest to człowiek przyjemny, przystojny, dobrze wychowany, ale pól Anglika.
— A Anglicy to niby co? — zapytała ciekawie Lodzia.
— Anglicy traktują kobiety, jak podwieczorek. Kiedy im podadzą, a smacznie, — jedzą; ale mogą się bez tego obejść.
— Ej, mówi tam pani! Pan Szaropolski jest cały Polak i z kobietami bardzo grzeczny.
— Grzeczny? — rozśmiała się Marusia — ty to nazywasz: grzeczny? On z kobietami jest, nawet bardzo przedsiębiorczy. Już ja coś o tem wiem.
— Pani?? — spytała Lodzia i przybladła.
— Ja. Co on ipi wygaduje czasem, kiedy jest w humorze! Tylko ponieważ ja go wcale nie zachęcam, czuje się potem obrażony i całymi dniami ze mną nie gada.
Biednej dziewczynie kropla jadu zazdrości przeniknęła do krwi i ścisnęła serce. Ale ukry-