Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   221   —

palili papierosy w przedpokoju) — wszystko znamionowało wysokie zasady demokratyczne. Szaropolski odczuwał przyjemne wzruszenie, stając po raz pierwszy przed obliczem prawdziwego cudeńskiego ministra, gdyż dawniejszą wizytę u D-ra Powidły zaliczył już do wspomnień humorystycznych.
Nie zawiodła go też postać ministra: katońska iście głowa nad źle skrojonym surdutem; sztywność umiarkowana przez grzeczność; zamyślenie o czemś nieprzyjemnem, rozjaśnione przez dostateczną ciekawość do sprawy, która obarczała go dwudziestą dzisiaj wizytą.
Szaropolski nie potrzebował się przedstawiać. Ujrzał bowiem na stole kartkę z napisem: Edwin Szaropolski, przemysłowiec, w interesie osobistym. Nie marnując drogich minut audjencji, przedstawił jak najzwięźlej, że jest właścicielem mydłami nowo-założonej, a nieczynnej od trzech blisko miesięcy z powodu, że robotnicy zastrajkowali, żądając zapłaty za półtora roku bezrobocia w innej fabryce, z którą mydlarnia przy ulicy Lubej niema innego związku, jak tylko ten, że użyte w niej zostały i przerobione aparaty pochodzące z tamtej fabryki, która przez bankructwo właściciela pozbawiła pracy robotników — mydlarzy, obecnie najętych przez Szaropolskiego.
Minister zapytał jeszcze o szczegóły stosun-