Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XI.

Od nowego roku pasmo tych odbitek ze zdarzeń historycznych na umyśle inteligentnego młodzieńca przerywa się na parę miesięcy. Szaropolski zapadł bowiem w melancholię, która objawiała się przedewszystkiem przez mizantropię. On, zwykle wesoły i rwący się do czynu, przesiadywał teraz całymi dniami w prowizorycznem mieszkaniu przy fabryce, nie widując prawie nikogo, oprócz Lodzi i swego Holendra, z którym bił się na florety; towarzystwa obojga zażywał raczej dla higjeny, niż dla zaspokojenia wyższych potrzeb duchowych.
Dużo czytał. Porzucił już dawno poezje, do której zniechęcili go Wurmowie i Promieńscy, zagłębił się zaś w studjowanie ksiąg jakichś technicznych, o których Lodzia nie mogła nic określonego powiedzieć, choć je codzień opylała i układała, a sam Szaropolski z nikim już nie rozmawiał o swojej lekturze. Czytywał też dzienniki, ale z nikim się nie wdawał w gawędy polityczne. Gdy pod koniec stycznia spotkał na swojem podwórzu Roberta, który coraz częściej