Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   187   —

teli? Skoro ich starszyzna międzynarodowa zatrąbi do walki z chrześcijaństwem za prawa Żydów, pow stają zewsząd, niby strąbieni na sąd ostateczny, semici wszystkich krajów i kondycji; wypełzają z chałatów, z okradzionych szat polskich, ze skór lordowskich i baronowskich te dusze nieludzkie, naksztalt faciów syczących i jadowitych.
— W imię Ojca i Syna i Ducha świętego! — przeżegnał się Prosper — toć malujesz ten sąd ostateczny, Joachimie!
— Bodajby przyszedł sąd na Żydów jeszcze za naszego życia! — ciągnął dalej Joachim. O asymilacji nikt już u nas nic marzy, ani my, ani Żydzi. Okazało się w roku 1905 i podczas wielkiej wojny. Żydzi bez ceremonji stanęli po stronie naszych wrogów — i, dotąd stoją przeciw nam zwartym frontem, z bezczelnie jawnymi zamiarami. Nie udają nawet, że chcą być Polakami, jak to czynili dawniej. Chcą być Żydami, mieć swoje państwo na naszej ziemi, a że się temu, choć niedołężnie, sprzeciwiamy, udają się o pomoc do wszystkich potęg nam wrogich, je żeli nie bezpośrednio dla przeprowadzenia swych uroszczeń, to dla zniszczenia nas i zgnojenia. Gnojne żuki muszą mieszkać w gnoju.
Stryj zna lepiej ode mnie cudeńskich Żydów. Ale proszę mi powiedzieć, jak tę sprawę