Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   180   —

skwapliwie i sfałszowali jego uczciwe znaczenie. Żyd chwyta każde niedomówienie, aby je domówić po swojemu; miłuje algebraiczne wyrażenia myśli, aby pod niewiadome podstawić swoje zamysły; chytrze zakrada się do każdego aryjskiego posiewu, aby do niego nasiać semickiego kąkolu.
Podano karpia z szarym sosem, do którego ucieszył się kapucyn:
— Oto jest królowa naszych ryb. I wino dajesz dzisiaj przednie, Joachimie.
— Wino jest tego pana dobrodzieja.
— Aa! — ozwał się Prosper, z uznaniem spoglądając na Edwina — zdrowie pańskie!
Poczem Edwin przemówił do stryja:
— Ale mówiliśmy o literaturze, a zeszliśmy na temat Żydów.
— Takie jest życie, taka piosnka nasza, mój drogi. Literatura nasiąka życiem, a życie Cudna jest zażydzone we wszystkich dziedzinach, materialnych i duchowych.
— Przecie profesor Wahadłowski nie jest Żydem.
— Ale ospałym Polakiem. Boi się Żydów, oszczędza ich, przejmuje od nich teorje, nie oryginalnie żydowskie, ale takie, które oni popierają, jako sobie dogodne.
— Może tylko stara się być bezstronny? Słynęliśmy zawsze z tolerancji...