Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   152   —

sprawą fasoli, Edwin obiecał odwiedzić stryja w dniach najbliższych.
Przez okno, które już opłynęło z zamrozu, widział Edwin część swego podwórza i zobaczył przechodzącego tam stryja w pożółkłych szopach i wyświechtanej czapce, z twarzą zbolałą od długiego niedosytu pragnień, przebierał stary dość mozolnie nogami po oślizgłym bruku. Już chciał Edwin dogonić go i odprowadzić choćby do stacji tramwaju, ale przypomniał, że stryj nie lubi, żeby mu pomagano, jak niedołędze, i zapewnia, że sam dobrze jeszcze daje sobie radę.
Wartoby staremu zapewnie jakieś lepsze mieszkanie i osłodzić resztę życia pomyślał Edwin — ale nic idzie za tem, żebym kupował Znojno i uwięził w niem cały swój kapitał. — Co zaś do panny Marusi — darmo stryj tracił swą wymowę. Aktorka, czy nie aktorka, żadna kobieta nie zapanuje nademną. Dostateczną nauką jest mi mój przyjaciel, Tom Dipstone.
Zajrzał tylko na chwilę do swej lokatorki, wychodząc na miasto, podziękował jej za wyborną kawę i oświadczył, że cały dzień spędzi poza domem, dla ważnych interesów.