Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   117   —

— Na żadnych. Pokoje są mi tymczasem niepotrzebne. Gdybym ich potrzebował, zawiadomię panią na kilka dni naprzód. Meble mogą znaleźć pomieszczenie i na całą zimę.
— To jednak dużo dla mnie warte, w mojem położeniu. — Ale przyjmuję, bo... bo to od pana — i serdecznie wdzięczna mu jestem.
— Bardzo proszę.
Spróbowała jeszcze rozgrzać rozmowę:
— Marusia otrzymała jałmużnę — i już sobie pójdzie.
— Ach, pani! — prosta uprzejmość, wynikająca ze zbiegu okoliczności.
Rendez-vous kończyło się najpospolitszą pro zą przedpokojową. Szukanie lustra, zapinanie rękawiczek, parę frazesów, niegodnych wspomnienia. — — —
— Gdy wyszła, Szaropolski rzekł głośno, uderzając się w czoło:
— Zdaje mi się, że palnąłem głupstwo. — —
A potem dopiero, gdy pociągnął nozdrzami błąkającego się w pokoju miłego zapachu futer i dobrych mydeł, mruknął przez zęby:
— Smaczna dziewczynka.

∗             ∗