Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   98   —

tego zucha z zaufaniem i zapytał, czy może mu wręczyć ofertę na sukno mundurowe.
— Sukno? — jakie sukno? — odparł oficer zgryźliwie, a gdy spojrzał i przemówił, rozwiał w jednej chwili złudzenie.
Szaropolski zadziwił się niepomału, miał bowiem przed sobą Żyda przebranego za księcia Józefa! Ale upewniwszy się, że ten właśnie podporucznik zajmuje się umundurowaniem, wręczył mu papier.
Gdy oficer czytał ofertę, Edwin rzucił okiem po sali. Siedziało w niej dwóch jeszcze funkcjonarjuszów w mundurach, z większą, lub mniejszą noszonych fantazją. Ci, jeżeli już mieli naśladować jaki typ wojskowy z przeszłości, to chyba Berka Joselowicza.
Tymczasem pseudo-Poniatowski przestał czytać i rzekł, przybierając minę sędziego śledczego:
— Pan się podejmuje dostarczyć to sukno po 7 marek za yard?
— Wyraziłem to w piśmiennej deklaracji bez wszelkiej wątpliwości.
— I to sukno będzie całe takie, jak dołączona próbka? — Polegam na sumienności moich przyjaciół w Londynie. A zresztą, gdy transport przyjdzie do Gdańska, może go który z panów obejrzy przed odbiorem.