Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   96   —

— Więc oferta pańska jest raczej... ideowa? Nigdy nie kupiliśmy tak dobrego i taniego sukna.
— Miło mi będzie przysłużyć się naszej świetnej armji; ale i ja na tem nie tracę.
Major wpatrzył się w Szaropolskiego uważnie i przydługo, poczem zapytał ochoczo:
— A pan konno jeździ?
— Jeździłem nawet na klasowych steeple-chase’ach.
— Umie pan robić szablą?
— Nie koniecznie. Ale uprawiałem różne pokrewne sporty; umiem bić się na szpady.
— Wie pan co, panie Szaropolski? Pluń pan na to sukno i wstąp do naszego pułku.
— Przychodziło mi to do głowy, panie majorze. Musiałbym jednak najprzód wprowadzić w ruch, albo zwinąć interesy rozpoczęte, w których tkwi cały mój majątek.
— To się pan urządź i przychodź do nas — choćby do intendantury — zużytkuje pan swe fachowe wiadomości, a gdyby przyszła potrzeba, to na koń i w pole!
— Notuję sobie łaskawe zaproszenie. Ale tymczasem... to sukno.
— No, sukno jest dobre, wyborne. Podaj pan zaraz tę ofertę do komisji umundurowania; zrobię nadpis...