Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   94   —

do intendantury (ulica Kilińskiego Nr. 6) do m ajora Bohdana Grzmot-Pofikalskiego.
Edwin obliczył swą propozycję jak najskrupulatniej. Sukno kosztowało w Londynie 5 marek i 20 fenigów za yard, koszt transportu do Cudna miał kosztować markę od yarda; ofiarowywał sukno po 7 marek, z bardzo umiarkowanym zarobkiem. Cena była bajecznie niska, gdyż sukno podobnego gatunku w Cudnie dochodziło już do ceny 40 marek. Nie wątpił, że zostanie przyjęty w intendanturze z otwartemi rękami.
Jakoż pan major przyjął Edwina bardzo dobrze i okazał nawet wesoły humor. Z sąsiedniego pokoju dochodziły gwarne, młode rżenia i brzęk szkła. Wcale to nie zgorszyło Szaropolskiego, który sam nie stronił od wina i przyznawał stanowi wojskowemu prawo do uczty w czasie zawieszenia broni. Przedstawił majorowi próbkę sukna i spisaną ofertę.
Major, piękny, muskularny mężczyzna, uosobienie dojrzałej siły, ujął wydłużoną próbkę sukna w obie dłonie, okręcił na palcach, a potom roztargnął ją gwałtownie na obie strony — raz i drugi. Szmata nie puściła.
— Ależ to skóra, panie, nie sukno! Pierwszy raz mi się zdarza, żebym nie mógł rozedrzeć głupiego łachmana. Już i podkowy łamałem.