Strona:Józef Korzeniowski - Karpaccy górale.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem krzyczeć: — aj waj! ty gałganie, opryszku! na co mnie zarzynać? Co to za głupstwo! Ja tego nie wytrzymam! Śmieją się.
Pierwszy opryszek. I puściłeś go tak?
Trzeci opryszek. Ej! nie. — On wziął co lepsze towary, ja wziąłem pieniądze, oberznąłem mu pejsy i dopiero puściłem.
Pierwszy opryszek. A wiele wziąłeś?
Trzeci opryszek. A tobie co do tego?
Pierwszy opryszek. Co do tego? milion dyabłów. To właśnie i źle, że u nas każdy na swoją rękę rabuje.
Trzeci opryszek. Trzeba ci pieniędzy, to ci dam, ale tyle, ile mnie się podoba.
Pierwszy opryszek. Żebym ja był waszym naczelnikiem, tobym cię za to kazał powiesić.
Trzeci opryszek, podnosząc toporek. Nim ty mię każesz powiesić, ja ci mogę uszy obciąć.
Maksym, który dotąd siedział w myślach, podnosi się. Milczeć! bo was każę związać obudwóch. — Hej! czy wszyscy są?
Trzeci opryszek. Kuźmy niema i Michajła.
Maksym. A Cygan gdzie?
Piąty opryszek. Ten złodziej śpi ze wstydu.
Drugi opryszek. Cóż mu się zrobiło?
Piąty opryszek. Na drodze do Burkutu spotkał Hucułkę z Krzyworówni, która panom nosiła masło. Żwawa dziewka, mojego wzrostu, rumiana czarnobrewa. My tam obaj leżeliśmy w wierzchowinie[1] i czekali, czy się co nie trafi. Dziewczyna idzie i śpiewa. Mój Cygan do niej, i nuż prosić, żeby go pocałowała.
Kilku. Paskudnik!

Piąty opryszek. Dziewka to i zmiarkowała, że Cygan paskudny i tchórz, niby to pozwala. On się tam

  1. Wierzchołek (góry, pagórka).