Strona:Józef Korzeniowski - Karpaccy górale.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ręce toporek. Kobiety ubrane, jak Galicyanki. U dziewek w końce warkoczów, zarzuconych na wierzch głowy, wplecione białe kosteczki i amarantowe tasiemki lub wstążki, poza uszy spuszczone, spadają na pierś; rękawy u koszul wyszywane; koszule bez kołnierzów, ale wysoko pod szyją ściągnięte; mnóstwo paciorków i korali z dukaczem. Przy podniesieniu kurtyny słychać nutę znanej kołomyjki, przy akompaniamencie fletu.
Chór kończy pieśń.

Już wam więcej nie zadzwonią
Dzwony Kołomyi[1].

Maksym powstaje od stołu i wychodzi na środek. Ej! przestańcie, do licha! Ja tej pieśni cierpieć nie mogę. Ona zawsze coś złego przepowiada.
Prakseda. Czemuż to, wujciu Maksymie?
Maksym. A ot czemu! Gdy mnie brali w rekruty, jakiś dyabeł wówczas tę pieśń mi zaśpiewał. Za to też piętnaście lat nosiłem karabin i ubierałem się codzień w czarne kamasze. Teraz, gdy mię Niemcy wypuścili, daj im, Boże, zdrowie, i pozwolili obaczyć swoje jodły i połoniny[2], nie chcę, żeby mi się nawet śnił biały mundur. Hej! Fediu! chodź tu! Ty moją mi piosnkę zagraj, a ja, stary, wam zaśpiewam po swojemu.

Fedor występuje z fletem, inni grupują się koło niego, Maksym śpiewa:

Czerwony płaszcz, za pasem broń
I topór, co błyska zdala,
Wesoła myśl, swobodna dłoń,
To strój, to życie górala!

  1. Miasto w Galicyi Wschodniej, nad Prutem, siedlisko władz sądowych i administracyjnych.
  2. Obszerne i bogate pastwiska na wierzchołkach gór, nie dochodzących do takiej wysokości, jak Kręta i Czarna, nazywają się w tamtejszym języku połoniny (Przyp. Aut.).