Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 3.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzyli sami, znaleźli by tam dwie rzeczy, wielce mi szkodzić mogące. Naprzód księgi sługi mego Celiusza, którego ojciec heretyk wielki, mieszkający w Bazylei (zwał Celius secundus Curion), wydał był z Waldezjuszem (Janem) przeciwko papieżowi. Te gdyby byli napadli, sługa by pewnie poszedł na stos, a i panu Bóg wie coby się było dostało. Druga, miałem w owych tłomokach kilka przyprawnych kunsztów w racach z prochem, a te zobaczywszy, bez wszelkiego miłosierdzia byli by mnie spalili, gdyżbym się popadł w mniemanie, żem niemi miasto podpalił. Wszakże te race były w tłomoku uwinięte w koszulę; a że jakoś około tego czasu spalono kilka miast i Valadolid właśnie gorzało, o którem mówiono, że poszedł ogień z podpalenia, byłbym przypokutował niewinnie. Były także w tym tłomoku listy do królowej angielskiej, które zobaczywszy, jął mnie pytać Vicegerent, jakiej byłem wiary!
Rzekłem, katolik. Conte di Luna z drugiemi poświadczyli, że tak było.
A chociażem mu dowodnie listy pokazał, com za jeden był, rozjątrzony odpowiedzią moją, odesłał mnie do więzienia, do rozkazu królewskiego. Zaczęli go więc prosić znajomi aby puścił mnie na rękojemstwo, ale i tego rozjadłszy się uczynić nie chciał, a zatrzymał mnie w niewoli, gdziem się dobrze biedy najadł. Pisałem tedy do ks. Piotra Wolskiego Dunina z domu Łabęciów, który naówczas był w legacji do dworu hiszpańskiego od króla Zygmunta Augusta, a skoro go moje listy doszły, natychmiast rozkazano mnie oswobodzić, czego musiał Vicegerent dopełnić, acz mu się nie chciało.
Jechałem więc do króla ze skargą na owych hamo-