Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 3.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie szli drugim szlakiem), albo puszczała się za niemi pogoń.
Napady tatarskie zawsze prawie zimą się trafiały, wiosnę, lato, jesień trzeba było spędzić, głosu nawet obcego nie słysząc w ciszy głuchej. — Przerywał ją tylko wieczorem głos dzwonów po rosie dochodzący z Winnicy, szmer wioski niedalekiej, odzywy ptastwa na błotach i szum wiatru na polach hasającego.
Jakie były zatrudnienia sieroty? Jak wszystkich kobiet naówczas. Nikt nie myślał o nauce, bo dla niewiasty kądziel, modlitwa, dziecko stanowiło wszystko. Przygotowanie więc do przyszłego życia nie wiele kosztowało. Uczono prząść, szyć, czasem trochę pisać (nasze księżne w XVI. wieku ledwie się niekiedy podpisać potrafiły), zresztą modlić się, ręcznych robót kobiecych wytworniejszych, gospodarstwa itp. Większa część tych rzeczy nabywała się bez pracy prawie, z napatrzenia, machinalnie; zostawało wiele czasu swobodnego na piosenki i dumania.
Sierota nasza śpiewała rzadko, dumała wiele. Nic tak nie usposabia do myślenia jak samotność tęskna.
W cieniu kilku tych drzew za zameczkiem rosnących, na ławce darniowej, w towarzystwie Janowej lub Agatki, czasem sama, sierota Anna całe dnie przesiadywała z kądzielą swoją, z krosnami, na których wzorki wyszywała. — Wieczorami słuchała głosu dzwonów, śpiewu ptaków, szmeru rzeki. — A kiedy nad tym szerokim krajobrazem, tak urozmaiconym i pięknym, zaszumiała burza, lubiła z baszty modląc się wprawdzie, drżąc trochę, patrzeć na pędzące chmury po nad ciemniejącą ziemią.