Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 2.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ctwa wkupiła.
— Może pan pisarz wie, zawołała druga bo oni się dawno znają.
— Jaki pan pisarz?
— A naszego Bractwa. Pielgrzym Groński.
— Gdzież go można znaleźć?
— Zawsze siedzi w gospodzie.
— W jakiej?
— Ot tu, w naszej, i kilka rąk wskazały na dom Bractwa.
Ksiądz pomyślawszy chwilę udał się tam. Zastał Grońskiego nad książką, modlącego się i przebierającego różaniec.
Na widok duchownego powstał stary, ucałował jego rękę i otarłszy ławę, prosił usiąść.
— Dziękuję wam, rzekł ksiądz, alem ja tu do was za interesem. Nie wiecie co się stało z Agatą, żebraczką u P. Marji.
— A cóż się z nią stać miało?
— Gdzie jest?
— Musi być pod kościołem.
— Nie ma jej od dwóch dni. Miałem potrzebę widzieć się z nią.
— Jakto! nie ma, zawołał Groński. Dziwna rzecz, oto temi dniami, jeden z biczowników Bractwa i ona znikli nie wiedzieć gdzie. z
Ksiądz milczał, Groński ozwał się po chwili.
— A wy ojcze, nie o dziecko, którem Agata się opiekuje pytać chcieliście?
— Zkąd-że wy wiecie o niem?
— Ja, rzekł pisarz, znam Agatę dawno i wiem całą dziecięcia historją.