Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja więcej od wpisu zapłacę, a później...
— Obiecanka! wołali drudzy, to być nie może.
Agata dobyła nie wiadomo zkąd, bo nie z węzła, błyszczącą sztukę złota i podnosząc ją w palcach do góry zawołała:
— Tyle dam od wpisu. —
Pisarz niecierpliwie wargi zaciął, a dziadostwo zdumiane stanęło.
— Kiedy jej tak złoto nie kosztuje, rzekł Lagus, widać ma sposoby nabywania go! Czarownica! czarownica! lekarka jakaś tam...! nie chcemy i pieniędzy i jej. — Wysmagać.
— Ja ręczę za tę kobietę, rzekł pisarz.
Lagus głową pokręcił. —
— Jak chcecie, ręczcie nie ręczcie — a pamiętajcie żeby z tego licha nie było. —
— U Panny Marji? spytała Agata.
— Siedźcie gdzie chcecie, zawołał Lagus, aby nie podle mnie, żeby szatan co cię zdławi i o mnie nie zaczepił.
Agata rzuciła sztukę złota na stół i stanęła oczekując.
Pisarz odwrócił kartę, podniósł głowę.
— Agata? —
— Piszcie, Agata rusinka.
— I dodajcie, rzekł garbus — Złotniczka, to jej chrzestne w Bractwie będzie nazwisko.
Agata smutnie się uśmiechnęła.
— A kiedyście się szczęśliwie wpisali, rzekł gburowato Lagus, niechże wam pan pisarz prawa przeczyta, abyście się ich trzymali, bo na to my starszyzna wybrani jesteśmy i Biczownikami nazwani, aby prawa naszego biczem piluowali.