Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zygmuntowskie czasy Tom 1.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.
KOGUTY Ś. GAWŁA.

Po nad Krakowem stolicą, leciała jesień z szaremi skrzydły, z siwiejącym włosem, z rumianą ale pomarszczoną twarzą, w szacie w pół białej, pół szarej, pół brunatnej. I były na niej srebrzyste pręgi przymrozków rannych, dziwaczne rysunki krwawych i złocistych liści drzew, wypłowiałe łąk pokoszonych pasy i ciemne świerkowe gałęzie. I był na niej z jednej strony dostatek, z drugiej smutne smutnej zimy przeczucie. Bo komuż nie smutna zima? nam nawet co pod jej panowaniem większą część życia przeżywamy, zawsze chce się powtarzać piękną pieśń poety, z tęsknotą za wesołym krajem, gdzie pomarańcze kwitną. A gdybyśmy tam byli?
O! wówczas tęsknilibyśmy pod cieniem rozkwitłych pomarańcz, za zimą naszej ziemi. Tęsknota za krajem wiecznej wiosny, to westchnienie duszy za utraconym rajem, miłość okolic ojczystych, to przywiązanie do miejsc krwią i łzami oblanych. — Ciało pragnie