Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obmyślić znak, po którym ma być pan Rabsztyński poznanym... przez te osoby lub osobę, która się losem panny Tekli zajmuje. Aa! widzi pan.
Uśmiechnął się Mecenas.
— Masz pan słuszność — po kolorze krawatki naprzykład...
— A! jak się zowie, przerwał za ręce chwytając i o łojówce zapomniawszy bystry Filipowicz — a — jeżeli znajdą się dwie krawatki jasnobarwne.
— Złóżmy więc znamiona — rzekł śmiejąc się Mecenas, któremu cała ta historya widać śmiechu się godną wydawała — krawatka... taka... rękawiczki... takie... i w ręku jedwabna chustka oznaczonego koloru.
Filipowicz puścił się do drzwi salonu w zapale. Zaraz wracam.
Zapomniał, że Mecenasa sam na sam z łojówką zostawił, tak był przejęty!
— Idziesz pan do salonu — odezwał się Borusławski, proszę przysłać tu pannę Teklę, na krótką rozmowę ze mną.
Stało się jak chciał, gospodarz znikł niosąc z sobą szczęśliwą wieść żonie, a panna Tekla żwawo biegła do napół ciemnej salki.
Choć rzadko widywała opiekuna, i mało miała zręczności poznać go bliżej, panna Tekla miała w nim zaufanie, szacunek dlań, wdzięczność i był to może jeden człowiek z otaczających ją, którego czuła wyższość i instynktowo oceniła charakter... Ile razy się z nim spotykała, szczęśliwą była, iż z nim otwarcie, szczerze pomówić mogła, witała go zawsze twarzą we-