Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia gospodarza, iż kropelka rumu, bardzoby dobrze uczyniła w herbacie...
Zaczęto naturalnie dla uczynienia rozmowy dostępnej wszystkim mówić o pogodzie, o własnościach roku i o meteorologji w ogóle, jako nauce najpopularniejszej, której intuicyą przynosi z sobą na świat każdy człowiek...
Pani z Villamarinich przytaczała lata podobne, baronowa przypomniała sobie że będąc na wsi u kuzynki księżnej... doznała większych jeszcze upałów, a brat jej cioteczny hrabia... z tego powodu zachorował... i t. p.
Maks tymczasem odsadzony od panny, do której się zbliżyć nie śmiał, zużytkował wolną chwilę na przegląd ogólny rąk, kamizelki, fraka i krawata... i całej toalety, coś około niej poprawiając. Mecenas, chociaż znajdował się cicho i skromnie bardzo, choć nie zdawał się ani patrzeć ani przyglądać niczemu, oczyma biegał po saloniku, i z wprawą człowieka nawykłego do chwytania charakterystycznych znamion, rozpoznawał położenie... Widać to było z bacznych acz szybkich wejrzeń wymierzanych z kolei na osoby znajdujące się w salonie, wyraz ich twarzy i wszystko co myśli i uczucia zdradzać mogło. Jednakże po jego obliczu chłodnem, pogodnem, nieporuszonem trudno się było wrażeń domyślać. Pani z Villamarinich zapuszczała bystre swe wejrzenie w głąb Mecenasa duszy, i rozbijała się o lody, które jej powierzchnię okrywały.
Człowiek jednak tak chłodny, nie musiał, mówiła sobie, nic strasznego ukrywać.