Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uśmiechał się i do panny Tekli, i do pani z Villamarinich, i do panny Eufrozyny i do Hermancyi i do służącej, która mu drzwi otwierała. Wszystkie nim były oczarowane.
Z tego powodu nawet wydziwić się nie mogły starsze panie, iż stosunkowo ta, która winna była zająć się nim najwięcej, w istocie była może dlań najobojętniejszą.
— Natura taka zimna! to darmo! mówiła panna Eufrozyna; ale to i lepiej!
I śmiała się ruszając ramionami.






Nikomu w świecie pewnie na złej pensyi lepiej nie było, jak pannie Tekli Sierocińskiej. Starano się jak najmocniej o to, aby jej na niczem nie zbywało, pieszczono, dogadzano, karmiono wyjątkowo, dawano swobodę wyłączną — a wszystko to przez poszanowanie dla jej domniemanego pochodzenia i dostatków, któremi ją umocowany nieznanych rodziców otaczał.
Mrok i tajemnicę, która okrywała pochodzenie bohaterki, starano się wszelkiemi sposobami rozproszyć — ale nie było środka przeniknąć co się w głębi tych ciemności taiło. Już samo opłacanie się tak starannie mówiło wiele.
Professor Filipowicz rozumował, wnioskował z matematyczną ścisłością, gdyż w potrzebie był i matematykiem — obrachował, że tak się kryć nie mógł