Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej było fałszywe. Jakoś i ta nieznajoma nie bardzo jej przypadała do smaku.
W kościele było ciekawością ściągnionych kilkanaście osób — między nimi więc oczyma szukała jeszcze Marysia tajemniczych istot opiekuńczych — a i tu ich wyszukać nie mogła. Choć sama uroczysta przysięga u ołtarza na życie całe, najzimniejszego przejąć musi człowieka, najobojętniejszą kobietę porusza i przeraża — Tekla przebywszy ten ciężki pochód — uczuła się jakby wyswobodzoną gdy stanęła z Emilem przed staruszkiem, który miał im błogosławić.
Łzy jej jeszcze płynęły po twarzy, drżała pod wrażeniem tej myśli, którą jej podrzuciła przyjaciółka.. czuła, że może się przesunął gdzieś przed nią cień tej istoty tajemniczej, która czuwała nad nią od kolebki... Lecz, nie probowała nawet odgadnąć, serce jej od wyjścia z domu, aż do zatrzymania się przy ołtarzu, biło ciągle równą trwogą i czuciem...
Mecenas, który się nieco cofnął i stanął jakby przypadkiem obok panny Maryanny, szepnął jej także nie bez oznaki pewnego wzruszenia.
— A nie strach pannie Maryannie, myśląc, że za kilka miesięcy przyjdzie jej tak stanąć z tą peruką u tego ołtarza?
Rzepczakówna schyliła się ku niemu.
— Choćby i dzisiaj — rzekła głosem drżącym.
Borusławski rękę jej ścisnął.
Ślub odbył się jakoś bardzo prędko, państwo młodzi pomodlili się i tym razem już na nich powozy czekały, mające zawieść wprost do domu pana młodego.