Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zaklęta księżniczka.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dać a kawęczyć. Już ci tam taki dziad interesów mieć nie może, a Mecenas go bawi przez miłość bliźniego. Razem go się aż spytała, co pan Mecenas może mieć do czynienia z tym dziadem... a on mi na to (to są jego własne słowa). Daję mu jałmużnę kilku serdecznych wyrazów, o to trudniej jak o groszaka moja jejmość.
Takiemi opowiadaniami zabawiała panienki pani Żywaczyńska.
Umówionem było że pan Emil, zamiast nadal się stołować u Rzepczaka, miał na obiady do narzeczonej przychodzić, były to jego godziny wyznaczone. Wieczorami wolno mu tylko było z Mecenasem razem przychodzić, na herbatę, tak postanowił Borusławski.
Wprost z biura nazajutrz przybiegł Drażak na Długą ulicę. Staraniem Żywaczyńskiej, która się na kuchni nieźle znała, obiad był o lepsze walczyć mogący z Filipowiczowskim i restauracyjnym.
Pierwszy też raz panna Tekla, widząc krzątającą się po domu starą kobiecinę — postrzegła, że wielu rzeczy na pensyi się wyuczywszy, około domu wcale by sobie nie umiała dać rady.
Wyznała to otwarcie przed Żywaczyńską.
— A to się trzeba uczyć — odparła rękami poklaskując staruszka — bo jak się, moja dobrodziejko, na kucharki i sługi zechcesz spuszczać, to źle będzie i w woreczku i w domeczku.
Obie tedy dziewczęta od igiełki wzięły się do nauki gospodarstwa. Emil przyszedłszy któregoś dnia, zastał je z przypasanemi fartuszkami i w wybornym humorze. Tekla podała mu rękę, ukazując