Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Zadora.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trującego już konia i napróżno starał się wybadać o cel podróży.
— Dosyć że z niego, ani dobrym, ani złym sposobem nic dobyć nie można — rzekł w duchu. — Jak się zatnie, gdyby koń narowisty, choć pod nim słomę pal!
Chociaż wkrótce zmierzchać miało, choć mu wszyscy odradzali jechać pod noc, Jacek uparty siadł na bułanka i ruszył.
Nie potrafilibyśmy dziś już skreślić drogi, którą się puścił w lasy, zaraz za miasteczko wyjechawszy. Ze sposobu kierowania się wnosić było można, że pan Jacek znał doskonale nie tylko wielkie drogi, ale najmniejsze ścieżki otaczającego kraju. Musiał też wiedzieć dokąd na nocleg zajedzie, bo przedzierał się gąszczami, drożynami małemi, choć noc zapadła, i, wśród największych gąszczy dostał się na wielki gościniec pod samą karczmę, gdy już czas było jemu i koniowi odpocząć. W gospodzie świeciło się jeszcze i szczęściem, oprócz okolicznych wieśniaków z furami, nikogo w niej nie było, mógł więc wygodnie się rozgościć.
Żyd arendarz, chociaż nie znał osobiście przybyłego, dowiedziawszy się, że do dworu Kodeńskiego księżnej wojewodzicowej należy, miał dlań respekt i poczęstował go szabasówką. W wielkiej izbie na ławie, choć powietrze nie było wolne od różnych wyziewów, a spokój nocy podróżni przerywali, przespał się nie rozbierając Jacek, i do dnia już był znowu w drodze.
Podróż szła niemal ciągle lasami, jak to w ogóle nazwisko kraju oznacza, ziemie te nie dawno jeszcze Podlasiem nie darmo się zwały, bo je całe niemal okrywały bory ogromne. Tu i ówdzie osada mniejsza i większa miała jeszcze fizyognomię nowiny wydartej świeżo, na polach sterczały pnie nie wykarczowane, a stosunek roli i rąk do zarośli był bardzo mały. Zdobywali dopiero ludzie ziemię nie bardzo wdzięczną, miescami piaszczystą, gdzieindziej gliniastą, i sapo-