Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bogatą, aby sobie kupić mitrę książęcą, i była jeszcze dość ładną, dość umiejętnie zalotną aby ją ku sobie przywabić. Otwarły się świetne salony, rozpoczęły wykwintne obiady; nie brakło pięknej czarodziejce gości.





IX.

Przez Warszawę przesunął się tylko król August, nie pokazując nikomu. Zwycięztwo pod Kaliszem kazało się domyślać, że wojna jeszcze się przedłuży, bo o traktacie zawartym w Altransztacie mało kto wiedział, a mniej mu jeszcze ludzi wierzyło.
Wszak po zawarciu jego Brandt jeszcze pobił szwedów...
Jednego wieczora na zamku widać było światło w oknach, nazajutrz rano wrota stały otworem a zamek pustką. Kupy słomy i siana leżały porozsypywane w podwórzach. A król? Pojechał na polowanie? do Krakowa? na Bielany? kto to mógł wiedzieć? Cisza zaległa w mieście, straże znikły z przed zamku... Sasi rozchodzili się w różne strony...
Mówiono, że ostatki żołnierzy, niedobitków, król sprzedał gdzieś na okręta, za morze...
Ci co go widzieli na drodze, jadącego jakby ku Krakowu, rozpowiadali, że był dobrej myśli i śmiał się, żegnając: Do widzenia...
Sasi kwaśno nucili piosnkę — Du lieber Augustin! a nuta jej przeleciała do Polski.
Tymczasem w Dreznie sposobiono się na przyjęcie gości. Królowa matka, królowa, któż wie? może nawet król miał powrócić. Hrabina Cosel goto-