Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy nie o niego samego chodziło, wahał się z wyznaczeniem tych ofiar na stracenie.
W tem królowi wyrwało się z ust imię, Imhofa, prezesa izb (Kammerpiäsidenten), spojrzał na Fleminga, który się nie sprzeciwiał.
— Imhof — powtórzył August i zadumał się patrząc w podłogę. — No i Pfingsten.
Fleming nie stanął w obronie... nie miał przeciwko nim nic.
— Ani chwili czasu nie tracąc — rzekł August — natychmiast kurjera wypraw do nich, carte blanche! niech nie powracają nie podpisawszy przymierza... Gdzie jest ten Szwed przeklęty?
— Sądzę, że musi być w okolicach Lipska — odparł Fleming.
Królowi twarz pobladła usłyszawszy.... — A Schulenburg?
— Uchodzi — rzekł spokojnie Fleming — zresztą rossjan do Turyngji, sadzę...
August już pytać nie śmiał więcej.
— Ślij im natychmiast pełnomocnictwo.
Wtem jakby coś sobie przypomniał, zapytał:
— A królowa?
— Królowa być musi w Bayreuth — mruknął przybyły.
— Z matką?
— Nie... Anna Zofja z Kurfirstem aż do Danji odjechała.
Zmarszczyt się August i westchnął.
— A Cosel? — rzekł ciszej.
— Pozostała dotąd w Dreźnie.
Rozjaśniło się lice królowi nieco.
Na tych zadawanych pytaniach i urywanych odpowiedziach, które długie przystanki dzieliły od siebie, upłynęło dużo czasu... król nagle się opamiętał i ochłonął; krzyknął na Mazotina, że się chce ubierać, zamknięto jako tako połamane drzwi. Fleming otrzymał rozkaz bez zwłoki umocowania dla zawarcia