Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najmniejszego charakterów powinowactwa nie można się było dopatrzeć... Z widoczną przyjemnością słuchał Karol otwarcie i bez pochlebstwa dlań wygłaszanych przekonań jego, wywołując polemikę, która więcej go pozyskiwała niż zrażała.
Naostatek nadejście Pipera z pilnemi depeszami, dało wojewodzie znak ustąpienia, a Karol XII, chwytając za rękę swego ministra, zawołał z wybuchem jakiejś dziwnej radości:
— Ten będzie mi przyjacielem wiernym do zgonu!
Piper się musiał uśmiechnąć i ośmielił się szepnąć.
— N. Panie, po kilku kwadransach znajomości trudno wróżyć o przyszłości.
— Ja to czuję! przeczucie mnie nie myli!
Potwierdził król i zwrócił do naglących spraw powszednich. Wojewodzie polecono pozostać, układy wcale się jeszcze nie rozpoczęły. Szwed się oświadczając z wielką przyjaźnią dla Rzeczypospolitej, wymagał od niej zbyt wiele a przedewszystkiem powtarzał jedno:
— Detronizacya.
Była ona w Polsce bezprzykładną — oponował wojewoda.
— Panujący też taki, jak August — wołał Karol — któryby krajem, co go adoptował, frymarczył, bezprzykładnym jest u was i w dziejach... Nim włożył koronę, już się nią dzielił z Carem i Brandeburczykiem...
Nie były to czcze słowa, Karol składał listy i noty, które wzięto z Vitzhumem.
Zażartość przeciwko Augustowi rozpłomieniało nieustanne posługiwanie się jego Patkulem, którego Szwed nienawidził, jako najzawziętszego ze swych wrogów.
Wieczorem wezwany pilno przez Karola książe Aleksander Sobieski nadbiegł do Heilsberga. O tem przybyciu jego spodziewanem, Szwed nie wspomniał wojewodzie. Nie czekając jutra Leszczyński pobiegł do młodego księcia.