Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Za Sasów 02.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znalazł go zaniepokojonym wielce nagłym tym rozkazem, któremu uledz musiał.
Najmłodszy ten z braci, najmniej z nich miał powołania do korony i walki, jaką o nią stoczyć było potrzeba. Stały mu jeszcze w pamięci rozterki Jakóba z matką, popierającą Konstantego, zgorszenie jakie one wywołały. Aleksander przerażony, samą myśl dobijania się po ojcu korony ciernistej, odpychał.
Zobaczywszy Leszczyńskiego, podbiegł ku niemu z niekłamaną na twarzy radością.
— Wojewodo? — zawołał — nie wiesz jak tu dla mnie jesteś pożądanym. Nie znam Karola XII, nie wiem czego chcieć może odemnie, obawiam się go. Bracia moi już są w drapieżnych szponach Augusta, ja się do nich dostać nie chcę. Nie pragnę, nie dobijam się niczego oprócz spokoju. Dla czego Karol mnie tu sprowadził tak pilno?
— Nie wiem — odparł Leszczyński — ja także dziś widziałem go po raz pierwszy, nie wynurzał się przedemną. Lecz, jeśli mi wolno wnioski wyciągać z tego o czem rozprawiał ze mną, sądzę, że wam niechybnie koronę ofiarowywać będzie. Augusta zostawić na tronie!! Ani chce przypuścić, aby się on na nim utrzymał. To pierwszy warunek przyjacielskich stosunków z Rzeczpospolitą.
Zmarszczył się ks. Aleksander.
— Niech w jego miejsce postawi kogo chce kandydatem — rzekł — ja nim nie będę. Ubiedz Jakóba w chwili, gdy jest uwięzionym, byłoby niepoczciwą zdradą, której obcemu nie godziłoby się dopuścić, cóż dopiero bratu!! Nigdy w świecie, żadna siła mnie do tego skłonić nie może!!
Pochwycił się oburącz za głowę młody książe i rzucił ku wojewodzie, wołając:
— Ratuj mnie! posiłkuj! przekonaj go, że dopuścić się tego z mej strony, byłoby pamięci ojca, dobremu imieniowi rodziny, mojemu sumieniowi i po-